niedziela, 26 kwietnia 2020

ONE SHOT/ ShikaHina - butterfly






Właśnie, dlatego odchodzę - dlatego, że szkoda dnia.
Nie mamy wspólnych marzeń, osnuwa nas senna mgła.
Nie pragnę więcej tęsknoty, i nie chcę żadnych łez.

Widzisz, ja jestem jak motyl,

Ty chciałeś zatrzymać mnie.

...


Każde uczucie jest jak motyl - piękne lecz kruche.

     Chyba każdy człowiek, chociaż raz w swoim życiu miał myśl "Co by było gdybym..". Takie jak: Co by było gdybym postawił się szefowi. Co by było gdybym jednak dała mu szansę. Co by było gdybym podążył lub podążyła za marzeniami. Często krąży to po mojej głowie. Nie daje mi to spokoju. Pomimo upływu lat, wciąż wspominam tamtą wiosnę.

Co by było, gdybym nie zaczął ćpać?
Co by było, gdybym nie ożenił się z Temari?
Co by było, gdybym nie został posłem?
Co by było, gdybym nie pobił tamtego mężczyzny?
Co by było, gdybym nigdy Cię nie poznał?
Co by było, gdybym w porę się zorientował?

- Co by było, gdybym wtedy wyznał Ci swoje uczucia? - to zdanie mimowolnie wypowiedziałem na głos, patrząc w bezchmurne niebo. Zamknąłem oczy, a gdy po chwili je otworzyłem na czubku mojego nosa siedział przepiękny motyl. Uśmiechnąłem się lecz mimo to z moich oczu zaczęły płynąć łzy.

- Co by było, gdybym zdążył.. Hinata.


6 lat wcześniej..

Człowiek jest jak motyl, najpiękniejsze są jego skrzydła.

     Stanąłem przed drzwiami mojego mieszkania, które współdzieliłem z moją małżonką - Temari. Z domu no Sabaku. Siostrą premiera Japonii - Gaary no Sabaku, którego nawiasem mówiąc byłem podwładnym. Głośno westchnąłem i potarłem kark. Naprawdę nie chce tam wchodzić..
- Wróciłem! - krzyknąłem wchodząc do środka. Bez cienia emocji. Chyba zostałem z nich wyprany.
- Gdzie byłeś? - stanęła przede mną krzyżując ręce na piersi.
- W pracy. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Przecież pracuję z jej bratem. Po co ona zadaje tak irytujące pytania?
- Ale skończyłeś ją o 15! Jest 16! Gdzie Ty byłeś przez tą godzinę? - krzyczała a jej twarz robiła się coraz mocniej purpurowa. Gdy nie odpowiadałem przez dłuższą chwilę złapała stojący na szafie wazon i z całą siłą uderzyła nim o ścianę koło mojej głowy. Rozbił się a jego kawałki odbiły się od rękawa kurtki. W porę zakryłem twarz ręką - Pytam się Ciebie, gdzie do cholery byłeś?
- Pojechałem na myjnie i zatankować. - wskazałem kciukiem na samochód stojący przed blokiem.
- Czemu mi to robisz? - ostentacyjnie opadła na kolana. Zakryła twarz dłonią i zaczęła płakać. Zachłystywała się powietrzem a jej ciało ogarniały coraz to nowsze spazmy - Tyle dla Ciebie zrobiłam! Pomogłam Ci znaleźć pracę! Mieszkasz w apartamencie, który zapewniła nam moja rodzina! Opiekowałam się Tobą, gdy miałeś stany depresyjne! Czemu mnie tak nienawidzisz, Shikamaru?! - ostatnie zdanie wykrzyczała patrząc na mnie z miksem wyrzutu i odrazy.
- Przepraszam Temari.. - szepnąłem i kucnąłem przy niej gładząc delikatnie jej włosy. Miałem już wyuczony głos. Opracowany schemat zachowań na każdą ewentualność. Każdy mój ruch, gest i słowo było przemyślane. W końcu żyję tak od 4 lat.. 4 kurewsko długich lat. 

Gdy miałem 19 lat wszystko runęło mi na pysk. Zostałem wyrzucony z domu za to, że ćpałem. Nie były to jednorazowe wybryki. Codziennie musiałem coś wziąć. Rodzice próbowali mnie wyciągnąć ale przy którejś z kolei próbie poddali się. Pewnego ranka spakowali mnie i gdy wróciłem z imprezy moje rzeczy stały już przed domem. Zamki były zmienione. Nie miałem już tam wstępu. Znalazłem azyl u mojego wuja - Azumy. Również próbował mi pomóc jednak mimo, że był mi najbliższą na świecie osobą, nie był w stanie wyrwać mnie z tego gówna. Moje życie to porażka, co? Och spokojnie. Było tylko gorzej. Zmarł. Mój ukochany wujek, który wychowywał mnie zamiast mojego ojca pracoholika zmarł. Ktoś go napadł. Znaleziono przy nim brudną od skrzepniętej krwi strzykawkę, więc prawdopodobnie jakiś narkoman zabił go, aby ukraść mu pieniądze. Zabił go żeby mieć na kreskę. Zabił go taki śmieć, jakim byłem ja. Nie mogłem dostać większego policzka. Wyłem. Krzyczałem. Łamałem paznokcie na drewnianych ramach łóżka lecz zawziąłem się. Postanowiłem z tym skończyć. Postanowiłem zgłosić się do Kliniki Leczenia Uzależnień. Dla niego. Żeby być pewnym, że nie wrócę. Z trzęsącymi się dłońmi i koszmarami spędzałem każdy dzień. Pociłem się, skóra mnie swędziała a oczy nieustannie łzawiły. Przez ciągły ślinotok mlaskałem co chwilę. Do tego dochodziły bóle brzucha, mięśni a także wymioty i biegunki. Wtedy ją poznałem. Chyba w najgorszym stadium odwyku, czyli czwartego dnia. Była praktykantką. Wkurzała mnie. Patrzyła na mnie z litością i swego rodzaju fascynacją. Widziałem to w jej oczach. Następnego dnia przyszła sama, bez lekarza. Usiadła koło mojego łóżka i zaczęła zadawać pytania. Wkurwiło mnie to. Miałem ochotę ją zabić. Nie wiem ile w tym było winy w odstawieniu a ile we mnie samym.  Przychodziła mimo to codziennie. Codziennie słuchałem jej gadania. Natrętnej paplaniny i morza pytań. Ale przynosiła papierosy. Dzięki jej znajomościom dość szybko odpięli mnie z pasów. Mogliśmy wtedy spacerować. Mimo wszystko polubiłem ją. Gdy wyszedłem zaproponowała mi pomoc. Powiedziała, że martwi się o mnie. Obawiała się, że wrócę do nałogu gdy zostanę sam. Zapytała się, czy chcę z nią mieszkań. W sumie nie miałem wyjścia.  Jednak nawet jakbym miał - zgodziłbym się. Wtedy lubiłem ją już bardzo.  Zaczęliśmy być razem.  Zaślepiony nowymi, nieznanymi mi uczuciami uśpiłem czujność. Zakochany bagatelizowałem jej zachowanie. Przy pierwszej kłótni rzuciła w ścianę talerzem pełnym jedzenia. Zastygłem wtedy z widelcem przy ustach. Natomiast ona złapała za stołowy nóż i chciała mnie nim dźgnąć. Złapałem mocno jej nadgarstek i wyrwałem broń. Zaczęła wtedy histerycznie płakać i krzyczeć żebym ją puścił. Potem wmawiała mi, że to ja rzuciłem się na nią. Zaczynałem powoli wariować. Na szczęście wtedy jej brat dał mi pracę. Oderwało to moją głowę od problemów w domu. Na jakiś czas był spokój. Po roku znajomości wzięliśmy ślub. Wydaję mi się, że w momencie gdy założyła ona pierścionek, coś w nią wstąpiło. Ataki agresji nasilały się. A ja z każdym dniem coraz lepiej je znosiłem. Wyuczyłem się dwóch słów, które były dla mnie modlitwą - "Przepraszam Temari'. Z biegiem lat całkowicie wyprałem się z emocji wciąż nie potrafiąc zakończyć tego chorego małżeństwa. 

- Tak bardzo Cię kocham Shikamaru.. - szepnęła przytulając się do mnie - Nie chcę Cię stracić. Wiesz przecież, że gdyby nie ja pewnie byłbyś teraz na ulicy. Muszę Cię kontrolować. Rozumiesz prawda?
- Rozumiem. - objąłem ją i zamknąłem oczy. Co za tragiczna scena. Gdy oswobodziłem się z objęć mojej małżonki sięgnąłem do kieszeni - Co? Skończyły się? Muszę iść po fajki. Poczekaj jeszcze 10 minut z obiadem, dobrze?
- Tylko 10 minut! Ani minuty dłużej! - krzyknęła znikając w kuchni.
- Tak, tak.. - mruknąłem przeciągle ziewając. Zdawałem sobie sprawę z tego jak bardzo żałosny byłem. Idąc po papierosy również o tym myślałem. Zastanawiałem się, w którym momencie postanowiłem zamienić moje życie w taki syf. 
I wtedy to się wydarzyło. 

     Przez przypadek zobaczyłem przypadkowego, starszego człowieka, który przypadkiem wyglądał jak mój zmarły wuj. Podbiegł do niego zupełnie nieznajomy mi mężczyzna, który wyglądał przerażająco znajomo – jak ja, tylko jakieś 5 lat temu. Nieświadomy tego, co zaraz miało się wydarzyć, wpatrywałem się w młodego chłopaka, który całkowicie świadomie wbił nóż w brzuch staruszka. Nie panowałem nad sobą gdy nogi niosły mnie w ich stronę. Nie panowałem nad sobą gdy złapałem napastnika za ramię. Nie potrafiłem zapanować nad sobą, gdy zobaczyłem rozbiegany wzrok, a z jego kieszeni wypadła strzykawka.  Policja, która po chwili przyjechała na miejsce zdarzenia, nie potrafiła zapanować nade mną gdy raz za razem uderzałem pięścią w jego głowę. Opanowałem się dopiero wtedy, gdy usłyszałem pęknięcie.

Gdy odzyskałem świadomość, siedziałem na nieznajomym mi chłopaku wyglądającym całkiem znajomo, którego nieświadomie zabiłem. 

Aresztowali mnie.
- Wiesz, że to wpłynie na mnie? – mój szwagier z twarzą pozbawioną jakichkolwiek emocji wpatrywał się we mnie ze skrzyżowanymi na piersi rękoma. Nie przejmował się, że jakiś tydzień temu zabiłem człowieka.
- Wiem. – szepnąłem i odchyliłem głowę do tyłu. Zakryłem dłońmi twarz przez co kajdanki na moich nadgarstkach wydały charakterystyczny, nieprzyjemny dźwięk uderzającego o siebie metalu.
- Zrobimy tak.. – Gaara przerwał. Odwrócił się do pilnujących nas policjantów – Wynocha! – krzyknął głosem nieznoszącym sprzeciwu i machnął na nich ręką. Posłusznie wykonali rozkaz. – Jako mój poseł nie możesz być karany. Na jutrzejszej rozprawie Sąd orzecze, że w trakcie zdarzenia byłeś niepoczytalny. Psycholog potwierdzi, że miałeś nawrót depresji. Policja już znalazła u Ciebie w mieszkaniu leki, które Ty oczywiście potwierdzisz, że przestałeś zażywać bo uznałeś, że czujesz się lepiej. Najlepiej wcale się nie odzywaj tylko potakuj. Bądź załamany.
- Czyli.. – nie chciało mi to przejść przez gardło.
- Czyli zostaniesz zamknięty na jakiś czas w zakładzie psychiatrycznym, Shikamaru.


Nawet biały motyl rzuca czarny cień

     Zakład psychiatryczny bardzo przypominał Klinikę Leczenia Uzależnień. Całymi dniami można było usłyszeć krzyki. Ludzie mieli rozbiegane spojrzenia i połamane paznokcie, pod którymi można była dostrzec skrzepniętą, ciemną krew. Oczywiście był to najlepszy psychiatryk w całej Japonii. Nie trafiał tu byle kto. Zakład oferował pojedyncze sale i całodobową, podobno najlepszą opiekę medyczną. Tylko, że ja jej nie potrzebowałem i cały personel dobrze o tym wiedział. Przekupiony personel, rzecz jasna.
Oczywiście, że siedziało mi na głowie to co zrobiłem. Żałowałem tego. Bardzo. Jednak nie niszczyło mi to aż tak psychiki, żeby jakiekolwiek zajęcia czy leki mi się tu przydały. Chyba zawdzięczam to Temari. Tak bardzo wyprała mnie z ludzkich odruchów i potrzeb, gdy przez 4 lata traktowała mnie gorzej niż zwierzę.

     Poza obowiązkowymi zajęciami grupowymi, porami posiłków i snu miałem całkowicie wolną rękę. Oczywiście moja wolność kończyła się na wysokim na 5 metrów murze, zakończonym drutem kolczastym. Starałem się robić cokolwiek. Czytać książki, które po pierwszym miesiącu mi się skończyły. Oglądać ogólnodostępną telewizję, w której leciały tylko bajki – dostosowane to było do poziomu intelektualnego osób przebywających tam. Czasem grałem w szachy z Panem Takato. Musiałem mu tylko przypominać co kilka minut, którymi gra i kim ja jestem. Nawet jeśli byłem w pełni zdrowy – byłem pewny, że prawdopodobnie tu zwariuję. Gdy skończył się pierwszy miesiąc zacząłem mieć problemy z zasypianiem. Gdy już udało mi się to – miałem koszmary.
Pierwszego ranka nowego miesiąca wszystko się zmieniło.

Zobacz jak motyl żyje wolnością... Ty też tak możesz.

     Poznałem JĄ.
- Dzień dobry Panie Takato! – koło naszego stolika, na którym zawsze grywaliśmy w szachy, jakby spod ziemi wyrosła młoda dziewczyna. Lekko drgnąłem.
- Och, witaj Hinatko – staruszek poprawił opadające mu z nosa okulary. Spojrzałem na niego zdziwiony. Przed chwilą przypominałem mu, czemu siedzi na zewnątrz z obcym mu mężczyzną i gra w grę, którą pierwszy raz widzi na oczy. Czemu więc ją pamiętał?
- Jak się Pan czuje? Dawno się nie widzieliśmy – uśmiechnęła się do niego serdecznie. Użyła słowa „dawno”. Jego pamięć nie sięgała nawet wczorajszego śniadania.
- Bardzo dobrze. Gram sobie w szachy z.. – zmrużył oczy wpatrując się we mnie intensywnie.
- Shikamaru – uśmiechnąłem się pokrzepiająco. Zwróciła na mnie uwagę.
- Wybacz moje maniery – wyciągnęła w moim kierunku rękę – Hinata.
- Miło mi poznać – uścisnąłem jej dłoń. 

     Dni mijały a Hinata okazała się moim zbawieniem, przed zatraceniem się we własnej głowie.
- Ciężko zajmować się tymi osobami co? – siedzieliśmy na trawie przed zakładem. Dziewczyna nauczyła mnie, że ławki są człowiekowi całkowicie zbędne.
- Słucham? – wyglądała na zaskoczoną pytaniem.
- Nie chciałem Cię urazić! – podniosłem do góry ręce w geście kapitulacji. Podrapałem się nerwowo po karku szukając słów, w jakie mógłbym ubrać moją myśl – Chodzi mi o to, że to duża odpowiedzialność zajmować się chorymi. To nazywacie powołaniem, prawda?
- Ty myślisz.. – przerwała, by po chwili pokręcić głową chichocząc – Czasami jest ciężko. Ale ich uśmiech mi to wynagradza. 
Uczyłem się od niej wszystkiego na nowo. Uczyłem się czuć. Uczyłem się znowu mieć swoje zdanie. Pokazała mi, że to wszystko nie było moją jedyną opcją. Zrozumiałem, że mógłbym normalnie żyć.
     I w pewnym momencie, po dwóch miesiącach w towarzystwie Hinaty, zrozumiałem, że chciałbym żyć właśnie z nią.

- Co to? – dotknęła palcem bliznę znajdującą się koło mojego oka. Pogłaskałem wierzch jej dłoni opuszkami, po czym położyłem jej rękę na moim policzku. Była taka ciepła.
- Przeszłość. – mruknąłem. Nie ustępowała. Czułem, że wpatruje się we mnie wyczekująco. Otworzyłem oczy. Jej ciemne włosy powiewały na wietrzę tak samo, jak gałązki wierzby pod której cieniem ukrywaliśmy się przed Słońcem. Była tak piękna – Moja małżonka, z którą zamierzam się rozwieźć jak mnie stąd wypuszczą, na naszą pierwszą rocznicę chciała wydłubać mi oko śrubokrętem ale nie trafiła. Tylko dlatego, że w telewizji za intensywnie wpatrywałem się w jakąś aktorkę. Przyjemna rodzinka, prawda? – milczała. Przeniosła swe jasne oczy ze mnie, na niewidoczny dla mnie punkt.
- Ja.. – zawahała się – Miałam kiedyś pacjentkę. Młoda dziewczyna. Miała może z jedenaście lat. Może mniej. Już sama nie pamiętam – uśmiechnęła się starając ukryć w gęstej grzywce jej smutne oczy – Trafiła do zakładu ze stanami lękowymi. Cała była posiniaczona. Jednak nikt nie zareagował. Nikogo nie obchodziło, skąd te ślady ponieważ pieniądze jej ojca odebrały pracownikom zdrowy rozsądek i empatie.. W dalszych badaniach okazało się, że była również molestowana seksualnie. Przez ojca. Jesteś w stanie to zrozumieć? – podniosłem się na łokcie myśląc, że liczy na moją odpowiedź. Jednak kontynuowała – Później wyszło na jaw, że na jej oczach zakatował swoją żonę, czyli jej matkę. Młodszą córkę oddał swojemu bratu. Nie chcę nawet myśleć, co się z nią po tym stało.. Mimo, że jej stan poprawił się nie może wyjść z tego zasranego psychiatryka, ponieważ osoba, która ją spłodziła zapłaciła wystarczająco dużo. I siedzi tutaj tak od 10 lat – zamilkła. Również milczałem. Nie wiedziałem co mógłbym na to odpowiedzieć. Zabrakło mi słów lub odwagi by je wypowiedzieć.
Może to był błąd?


     Minęło pół roku odkąd tu byłem. Miałem za parę godzin być już wolny. I właśnie dzisiaj chciałem jej to powiedzieć. Chciałem powiedzieć Hinacie, że chcę zacząć nowe życie – właśnie z nią. Chciałem wyznać jej moje uczucia i usłyszeć, że rozumie je. Chciałbym, żeby ona również mnie kochała. Chciałbym któregoś dnia to usłyszeć. Może nie dzisiaj, może nie za miesiąc. Będę starał się z każdym nowym dniem sprawić, aby odwzajemniła me uczucia.
- Hinata – spojrzałem w jej piękne oczy. Chcę wpatrywać się w nie każdego dnia – Dzisiaj wychodzę. Zacznę nowe życie. Czy zechcesz towarzyszyć mi w jego pierwszym dniu?

To był chyba najpiękniejszy dzień w moim życiu. 

     Miała na sobie piękną yukate w różnokolorowe motyle. Spacerowaliśmy między straganami. Byłem dumny trzymając ją za rękę. Chcę czuć to do końca życia. Zapomniałem o Temari. Zapomniałem o wuju. Zapomniałem o rodzicach. Zapomniałem o tym, kim byłem kiedyś. Prawie zapomniałem o tym, że zabiłem człowieka. Wszystko dzięki tej drobnej osóbce, która teraz mocno chwyciła mnie za skrawek koszulki aby pokazać mi kolejną fascynującą dla niej atrakcję.
Weszliśmy na dach aby lepiej widzieć fajerwerki. To był właśnie ten moment.
- Hinata, kocham Cię – powiedziałem to pewnie, jednak wewnątrz serce biło mi jak szalone. Ona spojrzała na mnie najpierw zszokowana, jednak po chwili w to miejsce wstąpiły łzy szczęścia.
- Shikamaru – uśmiechnęła się szeroko i wyciągnęła rękę w moją stronę. Dotknęła mojego policzka. Poczułem znajome ciepło – Shikamaru..

To byłby chyba najpiękniejszy dzień w moim życiu.

     Przyjemne ciepło zniknęło. Zastąpiło je dziwne łaskotanie. Odwróciłem głowę. Koło mojego policzka latało kilka kolorowych motyli. Otworzyłem szeroko oczy.

- Żegnaj, Shikamaru – szepnęła a jej ciało stopniowo zamieniało się w piękne, kolorowe motyle.


     - Hinata – spojrzałem w jej piękne oczy. Chcę wpatrywać się w nie każdego dnia – Dzisiaj wychodzę. Zacznę nowe życie. Czy zechcesz towarzyszyć mi w jego pierwszym dniu?
- Przykro mi Shikamaru – tym razem nie uśmiechała się. Poczułem coś dziwnego w żołądku – Niestety nie mogę. Tutaj nasze drogi się rozchodzą.
- Czemu? - złapałem ją za rękę gdy odwróciła się aby odejść – Co zrobiłem nie tak? Hinata, ja Cię..
- Nie! – jej piękne oczy zaszkliły się od zbierających w nich łez – Nie kończ proszę.. Żegnaj, Shikamaru.
Wyrwała się z uścisku zostawiając mnie samego z czymś co wszyscy nazywali złamanym sercem.

     Szukałem jej. Wtedy zrozumiałem, że to ona zazwyczaj znajdowała mnie. Nie wiedziałem nawet jaki numer ma jej sala. Później okazało się, że nie wiedziałem o niej nic.
- Przepraszam – zaczepiłem starszą Panią, która sprzątała sale – Wie Pani może gdzie pokój ma opiekunka Hinata?
- Hinata? Nie mamy opiekunki o takim imieniu..
- Długie ciemne włosy, prosta grzywka, jasne oczy..
- Och, Hinatka! – kobieta machnęła ręką uszczęśliwiona – Ale ona tu nie pracuje. To pacjentka.
- Niemożliwe – w głowie mi zaszumiało a obraz zaczął się rozmazywać.
- Oczywiście, że możliwe! Wiem co mówię! Biedne dziecko.. Siedzi tutaj już tyle lat.
Mimo, że jej stan poprawił się nie może wyjść z tego zasranego psychiatryka, ponieważ osoba, która ją spłodziła zapłaciła wystarczająco dużo. I siedzi tutaj tak od 10 lat.
- Sala..
- Słucham?
- Jaka sala?!

     Biegłem ile sił w nogach. Zignorowałem pracowników krzyczących za mną, że wtargnąłem na piętro dla kobiet. Próbowali mnie zatrzymać jednak wyrwałem im się. Czułem, że muszę.
Byłem już tak blisko. Dzieliło mnie kilka kroków. Tak blisko.
- Hinata! – krzyknąłem gdy drzwi okazały się zamknięte – Hinata! – naparłem całym ciężarem mojego ciała wywarzając je.

- Hinata!

Stała na barierce przodem do drzwi. Spojrzała mi w oczy. Uśmiechnęła się do mnie mimo, że jej usta zalewane były od łez. Rozłożyła dłonie na boki. Świat zwolnił. Starałem się biec lecz moje nogi ważyły tonę. 
Luźne rękawy białego szlafroku, który miała na sobie, przypominały skrzydła motyla. 

Szczególnie gdy spadała w dół

- Żegnaj, Shikamaru..







/// KONIEC
Mam kilka ogłoszeń, więc mam nadzieję, że wytrwacie!
1. Zmieniłam nazwę.
2. Wygląd bloga zmienił się - możecie ocenić czy na lepszy.
3. Od dzisiaj możecie zobaczyć nadchodzące/planowanie opowiadania - w tym Wasze zamówienia. Znajdziecie je gdy naciśniecie prostokącik z napisem "SPIS TREŚCI". Dla ułatwienia na lewo w kółeczkach macie dodatkowo wyodrębnione wszystkie opowiadania.
4. I NAJWAŻNIEJSZY: ZMIANA! Od dzisiaj planuję dodawać posty zupełnie inaczej. Do teraz robiłam tutaj jeden wielki galimatias. Będzie to wyglądało tak - będę publikować jedno opowiadanie, dopiero jak je zakończę wjedzie następne.
W mojej głowie wygląda to następująco:
- najpierw skończę smoka, kruka, wilka, węża i niedźwiedzia bo mam na to największe flow
- następne będzie zniewoleni
- potem na przekór
- punkt widzenia
- na sam koniec poleci słońce w chwale, mimo, że to tylko jeden rozdział - zupełnie nie umiem do niego zebrać myśli*
W MIĘDZYCZASIE BĘDĘ DODAWAĆ SZOTY I ZAMÓWIENIA!

*wszystko może oczywiście ulec zmianie, to tylko plany na życie.

7 komentarzy:

  1. Moje serduszko zaczęło krwawić... Nie spodziewałam się, że Hinata była pacjentką i to dlatego nie mogła opuścić psychiatryka. Cudowne zakończenie, lepszego nie mogłam się spodziewać. Shikamaru mimo to dalej pozostał w koszmarze... Smutno mi, naprawdę.
    Napisz sequel w którym jest szczęśliwy :(
    Czekam na kolejne rozdziały oraz jednopartówki ^^
    Powodzenia! c:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. straciłoby to na jakiejkolwiek wartości gdyby dostało drugą część niestety
      dziękuje Ci bardzo! przyda się \(꘠﹏꘠)/

      Usuń
  2. Ta ty dzika bestio, co to ma być?!
    Czemu nagle wszyscy autorzy jednopartówek wpadają na świetne plot twisty, a ja nigdy nie umiem takiego wymyślić? Nasermater!
    Drogi dziki dziku samuraju, bardzo dobre to było. Jestem zaskoczona, smutna i co najważniejsze- totalnie zachwycona. Widzę sporą i pozytywną zmianę w Twoim warsztacie pisarskim i aż otrę łezkę wzruszenia. Naprawdę świetny pomysł na historię. Chylę czoła i biję pokłony, oby tak dalej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję bardzo! ja właśnie nienawidzę pisać szotów bo nie umiem zawrzeć wszystkich myśli w jednym szocie haha
      ale cieszę się, że tym razem mi się udało!

      dziękuję za Twoją łezkę (ꖘ‸ꖘ) jestem szczęśliwa, że osiągnęłam to co miałam w planach!

      Usuń
  3. To takie piękne i takie smutne. Cudowny szocik, bardzo mi przypadł do gustu :)
    Pozdrawiam, K [sprzecznosc-twoich-uczuc.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P.S. przepiękny szablon <3

      Usuń
    2. moje serce się raduje! (☼◡☼)

      i dziękuję za komplement dotyczący nowego wyglądu bloga <3

      Usuń

Obserwatorzy