środa, 31 sierpnia 2016

punkt widzenia - 0. prolog

     Dwudziesty czwarty grudnia. Moje dwunaste urodziny. Dzień, w którym zagram swój pierwszy koncert. Dzień, który podobno am być początkiem mojej świetlanej przyszłości. Nie rozumiem tego podekscytowania wszystkich wokół. Chcę tylko aby moja gra wywoływała same przyjemne emocje. Nic więcej.
Mimo to otaczająca mnie zewsząd presja sprawia, że żołądek podchodzi mi do gardła a serce łamie żebra. Z trudem przełykam ślinę spoglądając na drżące dłonie. Nie mogę ruszyć palcami.
- Hinatko - podnoszę wzrok na siedzącą przede mną mamę. Nie zauważyłam przez natłok wydarzeń jak pięknie dziś wygląda. Ubrana była w swoją najlepszą, czarną sukienkę. Jej włosy spięte były w sporych rozmiarów kok. Powoli odwróciła się do mnie. odpięła pasy aby móc pogłaskać mnie po głowie - Nie denerwuj się słoneczko. - ciepły uśmiech mojej kochanej mamy potrafił rozświetlić najciemniejszy dzień.
- Wszystko będzie dobrze - usłyszałam przyjemny, niski głos mojego ojca. Widziałam w lusterku, że spogląda wprost na mnie.
Czas nagle zwolnił. Z naprzeciwka z dużą prędkością zbliżał się samochód ciężarowy. Tylko ja go widzę. Nic nie można już zrobić. Jest za późno.
- tato - szepnęłam, lecz mój głos wydawał się nie należeć do mnie. Dochodził z oddali. Oczy ojca wpatrywały się we mnie. Bez problemu mogłam zobaczyć w nich miłość - Mamo - kolejny, odległy szept. Na jej twarzy malowała się troska, a także bezwarunkowe, matczyne uczucie. Spojrzałam na odpięty, czarny pas. Uniosłam po raz kolejny wzrok na jej roześmianą, obdarzoną kilkoma zmarszczkami twarz. Moją uwagę przykuły złote kolczyki, które zakończone były prawdziwą perłą. Czy aż tak zależało jej na moim koncercie, że założyła pamiątkową biżuterie mojej babci? Właśnie po niej odziedziczyłam miłość do muzyki. Zachciało mi się płakać. Wyć. Ryczeć. 

Mamo.. tato.. Kocham Was. Ale nic już nie będzie dobrze.
Głośny huk. Zgrzyt metalu. Krzyk rodzicielki. Dźwięk tłukącego się szkła.


     Nie otwieram oczy, mimo natarczywego brzęczenia budzika. Czekam na Tomo-san. Nie mija więcej niż dwie i pół minuty.
- Dobry dzień, Hinata-chan! - jej radosny głos w tym momencie jest miodem na moje szaleńczo bijące serce. Słyszę jak rozsuwa zasłony - dziś jest tak piękny dzień! - kocham tą kobietę za ten beztroski sposób w jaki się przy mnie zachowuje. Czuję jak ściąga ze mnie kołdrę co komentuję cierpiętniczym mruknięciem. Możliwe, że ten dzień jest piękny. Lecz tego, że jest chłodny jestem stuprocentowo pewna.
- Witaj, Tomo-san - siadam krzyżując ze sobą nogi. Przykładam dłoń do ust starając się ukryć ziewnięcie. Kładzie coś obok mnie cicho nucąc już doskonale znaną mi melodie. Biorę do ręki przygotowane przez nią ubrania i powoli idę do własnej łazienki. Biorę szybki prysznic.
Zakładam na siebie spodnie wykonane z dżinsu oraz gruby, wełniany sweter. Siadam na krzesełku przy toaletce. Tomo-chan wciąż nucąc delikatnie przeczesuje moje długie włosy. Kocham jak to robi. Jest to tak uspokajające. Przypomina dotyk mamy.
- Jesteś piękna, Hinata-chan - ostatnim ruchem poprawia moją praktycznie zasłaniającą oczy, prostą grzywkę. Uśmiecham się tylko po usłyszeniu komplementu. Naprawdę nie wiem co mogłabym na to odpowiedzieć. - Zejdź zaraz na śniadanie - nawet sposób w jaki chodzi jest przepełniony pozytywna energią a rytm jej kroków przypomina melodie.
Posłusznie wykonuję jej polecenie. Wychodzę z pokoju sunąc dłonią po chropowatej powierzchni ściany holu. W końcu docieram do schodów. Chwytam poręcz. Pewnie stawiam kroki na szerokich stopniach. Jak zawsze odliczam ich ilość. Zeskakuję z ostatniego. Kolejna ściana. Tym razem idealnie kładka, która po chwili zamienia się w chłodne, kwadratowe kafelki.
- Dzień dobry Hinatko - ciepły a zarazem mocny oraz nieznoszący sprzeciwu głos mojego ojca przywraca mi wspomnienia dzisiejszego snu. Wyczuwam intensywny zapach świeżo zmielonej kawy.
- Pracowałeś do późna? - zaśmiał się. Niby to tylko napój, a jednak umiem ocenić stan mojego ojca po natężeniu jego zapachu.
- Obiecuję, że jutro będzie słabsza - pogładził wierzch mojej dłoni. Ma szorstką skórę. Nie dbał za bardzo o siebie od czasu..
- Smacznego, Hianata-chan! - tylko Tomo-san potrafi tak proste zdanie przemienić w mini-piosenkę. Uwielbiam jej głos. Postawiła przede mną talerz. Wzięłam głęboki wdech. Tosty z serem i ziołami toskańskimi.
- Tato - zaczęłam niepewnie, bojąc się jego reakcji. Czuję na sobie jego zaciekawiony wzrok - Mam kilka spraw do załatwienia na mieście i.. - zawahałam się. zacisnęłam palce na materiale swetra - i chciałabym zrobić to sama.

A no tak! Zapomniałam wspomnieć o jednym, malutkim fakcie..


     Widzę jak z każdą sekundą zbliża się do nas samochód ciężarowy. Poczułam mocne szarpnięcie gdy maska wbiła się w tira. Usłyszałam krzyk matki. Jej głowa po chwili uderzyła w przednią szybę. Zobaczyłam krew. Auto odwróciło się w poprzek drogi. Ojciec woła moje imię, gdy wprost na mnie jedzie czarny samochód. Dostrzegam przerażenie w oczach kierowcy, kiedy zrozumiał, że nie uda mu się wyhamować. 
Szyba obok mnie pęka na miliony, małych kawałków, które nieubłaganie zbliżają się w moją stronę.
Ostatnie co widzę, to błyszczące w światłach latarni szkło. Zamykam powieki.
Czuję cholernie silny ból a po policzkach spływa ciepła krew.


     .. Od siedmiu lat jestem niewidoma. Początki były bardzo ciężkie lecz dzięki pomocy bliskich osób udało mi się nie załamać, jakąś stanąć na nogi po utracie wzroku i ukochanej matki. Mimo, że przyzwyczaiłam się do takiego stylu życia każdy dzień jest dla mnie wyzwaniem. Nawet zwykły spacer.
- Tomoko - drgnęłam, gdy odezwał się po krótkiej chwili namysłu - przygotuj Miru. - pisnęłam uradowana, obejmując ojca za szyję. Zerwałam się aby jak najszybciej spakować potrzebne mi na dziś rzeczy jednak przez podekscytowanie przewróciłam się o stojące za mną krzesło.
- Udawaj, że nie widziałeś - roześmiałam się i tym razem powoli wyszłam z jadalni.

Będąc już na piętrze spakowałam przeczytane już książki. No dobra może "przeczytane" to złe słowo. Ale jak nazwać poznawanie tekstu za pomocą opuszków palców? Schowałam również moją wysłużoną gitarę do futerału, który następnie przerzuciłam przez plecy. Pękła struna a żaden z domowników, a już na pewno ja, nie potrafi jej wymienić. Gdy byłam już na dole usłyszałam radosne szczekanie "moich oczu". Tomo-san podała mi smycz a do torby wsadziła tajemniczy dla mnie przedmiot. Mogę się jednak zakładać, że jest to składana, biała laska. Posłałam jej pokrzepiający uśmiech po czym wyszłam z domu.
Udezryła mnie fala przyjemnego, świeżego powietrza. Nie wiem czy świeci Słońce ale zakładam okulary chroniące przed jego promieniami aby ukryć rozbiegane, praktycznie całkowicie białe oczy. Nie mam zielonego pojęcia jaki oprawki mają kolor. Wiem tylko, że są kwadratowe, i jeśli wierzyć Tomo-san, są ostatnim krzykiem mody.
Mój pies przewodnik zatrzymał się, więc ja również to zrobiłam. Do moich wyczulonych uszu wdarły się głosy setek obcych ludzi oraz warkot silników. Do wrażliwych nozdrzy drażniący dym papierosowy, spaliny oraz przyprawiające o mdłości smród zjełczałego, przypalonego tłuszczu z pobliskiej smażalni frytek belgijskich. Zewsząd otaczający chaos spowodował u mnie delikatny zawrót głowy. Uratowało mnie lekkie pociągnięcie za smycz, które oznaczało możliwość dalszej podróży.
Miru świetnie znała drogę do mojego ulubionego sklepu muzycznego, którego byłam stałą klientką.
- Dzień dobry! - przywitałam sie od progu czując woń charakterystyczną dla tego miejsca. Była to mieszanka mocnych, męskich perfum, dymu papierosowego oraz drewna.
- O cześć Hinata! - na dźwięk znajomego głosu uśmiechnęłam się. Mój przewodnik pociągnął mnie w stronę lady - Gdzie Tomoko-san?
- Nie ma jaj. - wypięłam dumnie pierś - Przyszłam tu całkowicie sama! - zaśmiałam się gdy Shikamaru zagwizdał klaszcząc przy tym. Mam wspaniałych przyjaciół.
- Gratulację! - usłyszałam znajomy dźwięk otwierania zapalniczki an ropę. Potarcie krzemienia, które zapewne wytworzyło iskrę, następnie płomień. Za moment czułam smród papierosa. Tylko w jego towarzystwie udawało mi się go znosić - Co Cię do mnie sprowadza?
- Znowu to samo. - jęknęłam i zdjęłam z pleców futerał. Położyłam go na ladzie, której położenie chwile wcześniej "wymacałam". - Struna.
- Już wymieniam. - dźwięk rozpinanych zabezpieczeń i zamka błyskawicznego - W tym czasie - odszedł na chwilę na zaplecze. Gdy wrócił wyręczył mi coś ciężkiego - wypróbuj ją proszę. Nasz nowy nabytek. Bardzo chciałbym usłyszeć jej brzmienie. - przejechałam dłonią po tajemniczym przedmiocie. Jestem pewna, że to gitara. W końcu Shikamaru właśnie na tym instrumencie nie potrafił grać. Jego talent całkowicie skupił się na perkusji. Nara jest w tym najlepszy.
Szarpnęłam delikatnie za strunę testując brzmienie. Idealnie nastrojona. Chwilę wahałam się nie wiedząc co zagrać. Na mojej twarzy pojawił się przelotny uśmiech, gdy zdecydowałam się na melodię, którą zawsze nuci moja ukochana Tomo-san gdy ma dobry humor. Nie dane mi było dotknąć jej zapisu w postaci nut, więc to, co zagrałam było tylko jej marnym odwzorowaniem.

Jedno nie dawało mi spokoju. Cały czas czułam na sobie czyjś wzrok.. To mało powiedziane! Ktoś wiercił mi dziurę w plecach!
- Jest idealna. - delikatnie klepnęłam przyjemne w dotyku drewno. Ciekawe jaki ma kolor.
- Jakie dałabyś jej imię? - jestem pewna, że w tym momencie jego twarz wyraża szczere rozbawienie. Od kiedy dowiedział się, że moje instrumenty mają imiona, każe mi nadawać także tym z jego sklepu. Świr.
- Ochrzciłabym ją.. - zamyśliłam się na moment. Gdy dostąpiłam olśnienia aż podskoczyłam z radości - Margharet! - chłopak zaśmiał się. Odchrząknął, a ja domyśliłam się że ma klienta. Potwierdziły to kroki, które stawały się coraz głośniejsze.
Stanął obok mnie a ja poczułam zapach przyjemnych, na pewno drogich męskich perfum.
- Coś jeszcze, Panie Akasuna? - zesztywniałam, gdy usłyszałam to nazwisko. Niemożliwe, żeby obok mnie stał..
- Owszem - zmiękły mi nogi na dźwięk jego głosu. Męski, lekko zachrypnięty, wręcz ociekający testosteronem. Tak! Jestem pewna, że obok mnie stoi mój idol! - Jeszcze tą gitarę. - czułam jego wzrok an sobie. O w mordę. Nie wierzę, że to się dzieje!
- Już przynoszę z magazynu - Shikamaru okazał się profesjonalistą w każdym calu. Gdybym była na jego miejscu piszczałabym jak dziecko.
- Źle się zrozumieliśmy - on chciał mnie zabić tym wzrokiem?! Ni spuścił go ze mnie nawet na moment - Chcę tą gitarę - dobitnie zaakcentował słowo "tą". Lekko przerażający typ - Chcę Margharet. - cholera! Uciec. Zapaść się pod ziemię. Daleko nie ucieknę. Jestem ślepa.. Co robić?! Cokolwiek aby teraz nie widział mojej czerwonej twarzy. Dużej skali gwiazda, przy tym mój wielki idol śmieje się z mojej dziwnej skłonności do nadawania instrumentom imion.
- Oczywiście. Zapakuję ją - poczuję kolejną parę oczu na sobie. - Hianta - poczułam w jego głosie coś na znak rozkazu. Posłusznie podałam mu Margharet. Gdy znikał na zapleczu aby odnaleźć jej futerał nie mogłam zapanować nad drżeniem rąk. Cały czas się na nie patrzył. Jestem brudna? Czy może mam na czole kartkę z napisem "kaleka", "ślepa"? Nie lubię, gdy ktoś tak natarczywie mi się przygląda. Cholera strasznie pieką mnie policzki. - Prosze uprzejmie - Nara najwspanialszy wybawicielu - Oby Margharet była grzeczna i zapraszam ponownie. - Chyba podali sobie dłonie. Przynajmniej tak to brzmiało. - Już się Tobą zajmuję, Hinata.
- Hinata - chyba tylko moje wyostrzone zmysły wyłapały jego szept. Zadrżałam. Cholera! Sasori Akasuna tym swoim ociekającym testosteronem głosem wymówił moje imię. Zalała mnie fala gorąca.
- Zrobione - zadowolony Shikamaru wyrwał mnie ze strefy dziwnych, niepodobnych do mnie myśli - Do zobaczenia na egzaminie głównym!
- Mam taka nadzieję! - posłałam mu niepewny uśmiech i prowadzona przez Miru ruszyłam w stronę biblioteki publicznej.
Te stare wiedźmy jak zwykle zrobiły szum o psa w takim miejscu. A no faktycznie to takie straszne mojej strony, że nie siedzę zamknięta z moim kalectwem w czterech ścianach. Co za tupet! W końcu doigracie się wredne ropuchy i każę ojcu wpłynąć na odpowiednie osoby i wszystkie stąd znikniecie. Macie szczęście, że nigdy nie zamierzałam wysługiwać się statusem społecznym ojca. Wielkie!
Gdy zapytałam sympatyczne kobiety kobiety o miejsce, w którym znajdę szukaną przeze mnie książkę od niechcenia dały mi jej współrzędne. Dziękuję! Cóż za wspaniała, pomocna obsługa! Gdyby nie jeden fakt. JESTEM NIEWIDOMA! Miru mi nie pomoże. Przecież nie powiem jej "Szukaj regału ósmego. Następnie szóstej od dołu półki".
Powoli szukałam dłonią ostro zakończonych, dużych, drewnianych regałów. Odnalazłam je! Gdy już myślałam, że gorzej być nie może spotkał mnie kolejny zawód - cóż, może. Szósta od dołu półka okazała się naprawdę wysoką półką. Stanęłam na palcach aby dotknąć kilka okładek w poszukiwaniu tej właściwej. Okazała się najgrubsza. W sumie lepiej. Będę miała co czytać. Rozciągnęłam maksymalnie ciało aby ściągnąć ją. Mój cholerny błąd. Zachwiałam się i straciłam równowagę. Naparłam całym ciężarem ciała na regał, który niebezpiecznie zachwiał się.
Niespodziewanie poczułam uścisk na nadgarstku. Mocne szarpnięcie. Hałas spadających książek. Zapach subtelnych, męskich perfum.
- Całe szczęście - nieznajomy odetchnął z ulgą a ja już drugi raz tego dnia stałam jak sparaliżowana. Znałam ten głos. - Co dostanę za ratunek, księżniczko? - był stanowczo za blisko. Policzki mnie pieką. Nie umiem wyobrazić sobie jak wyglądam ale mogę mieć pewność, że jestem aktualnie obrazem nędzy i rozpaczy. Wyduś coś z siebie idiotko!
- J-Ja - cudownie! Od kiedy to ja się jąkam? - Nie wiem. - jakaż ja elokwentna..
- Urocza. - roześmiał się. Dźwięk ten brzmiał jak miliony, małych dzwoneczków poruszanych przez ciepły, letni wiatr na tle zachodzącego słońca. Serio. Zaufajcie mi. Mój mały, ograniczony świat byłby za piękny gdyby moje przypuszczenia okazały się prawdą.
- To on - doszły mnie szepty należące do kilku różnych osób - Niemożliwe.. Co robiłby tu Douhito Deidara.. - nie wierzę. Nie myliłam się. Uratował mnie członek tego samego zespołu, do którego należy Sasori Akasuna, którego spotkałam wcześniej. Przede mną stoi najsłynniejszy choreograf w Japonii posiadający głos zdolny  rozgrzać najbardziej zmarznięte serce. To musi być sen..
- Drobne przyjemności.. - wymamrotałam spuszczając jeszcze niżej głowę. Miałam nadzieję, że ma wydrukowany normalny napis a alfabet brajla nie jest aż tak widoczny. najlepiej wcale. Tak mi wstyd gdy słyszę jak mój idol odstawia na półki zrzucone przeze mnie książki.
- Muszę uciekać - znowu roześmiał się. Rób to. Błagam - Do zobaczenia w moich snach księżniczko! - przeszedł mnie przyjemny dreszcz gdy dotknął mojej dłoni wyręczając szukaną przeze mnie lekturę. Przeklęte wyczulone zmysły. Wstał i szybkim krokiem odszedł, po drodze spławiając zadziwiająco uprzejmie natrętne fanki. Wyszłam z biblioteki w dalszym ciągu nie wierząc w szaleństwo dzisiejszego dnia.

Skierowałam się w stronę miejsca pracy mojej przyjaciółki. Jedyna dziewczyna, przy której czuję się swobodnie. Ino Yamanaka. Jak zwykle uderzyła mnie wiązanka cudownej woni różnego rodzaju kwiatów. Ukojenie dla moich wrażliwych nozdrzy po tym ciężkim dniu.
- Cześć Hinata! - jej pisk wyrównuje równowagę moich zmysłów. Tak zbudowany jest świat - Nie mów, że jesteś sama! - gdy kiwnęłam potwierdzająco głową aż zachłysnęła się powietrzem. - Głuptasie! To niebezpieczne!
- Jestem dużą dziewczynką - starając się odbić tor rozmowy od mojego kalectwa
- Przecież wiem, ale.. - przerwał jej dźwięk dzwoneczka zwiastujący nowego klienta - Dzie.. Dzień dobry! - niemożliwe. Ino się jąka? Ten dzień nie może być dziwniejszy..
- Dzień dobry - COFAM TO. - Przyszedłem odebrać zamówienie na nazwisko Uchiha. - czy ten świat oszalał?
Nogi zmiękły mi już trzeci raz dzisiaj, gdy usłyszałam tak dobrze znajomy mi głos. Męski, niski, zarazem cholernie seksowny. Głos należący do starszego barat Sasuke, którego jeszcze mi nie przedstawił. Głos należący do osoby, której byłam oddanym całym sercem fanem. Głos, który sprawił, że nie poddałam się i wciąż gonie za marzeniami.
Ino wracając z magazynu była równie roztrzęsiona co i ja. Słyszałam jak co chwila potyka się o własne nogi. Gdy w końcu udało się jej donieść bukiet moim ciałem zawładnęła cudowna harmonia.
- Dobry gust - dopiero czując na sobie jego wzrok zrozumiałam, że to było do mnie. Cholerne, piekące policzki. Aż tak głośno zaciągnęłam się przepełnionym cudowną wonią powietrzem? Spuściłam głowę zawstydzona. Usłyszałam kroki. Do moich nozdrzy powoli lecz brutalnie wdzierał się zapach intensywnych męskich perfum. Poczułam jego bliskość. Stał tuz przede mną. Nie podniosłam głowy. Po cholerę? Może żeby spojrzeć mu  głęboko w oczy jak w romantycznej scenie z filmu które kiedyś oglądałam? Oczywiście! Świetny pomysł! Pozostaje tylko jeden, mały szczegół. Nie wiem nawet gdzie jest jego twarz. Na dodatek mój pusty wzrok musi być cholernie przerażający.
Elektryczny ładunek przeszedł moje ciało, gdy złapał mnie za dłoń. Nie mogłam unormować oddechu. Jego dotyk był taki delikatny a zarazem stanowczy. Ostrożnie włożył coś między moje palce po czym za pomocą obydwu rąk zamknął moją dłoń. Trzymałam kwiat. Pięknie pachnący kwiat. Nie mogłam się ruszyć a on dalej nie puścił mnie. Wpatrywał się we mnie. Poprzednia dwójka razem wzięta nie miała tak intensywnego spojrzenia.
- Mam nadzieję, że bukiet spodoba się narzeczonej - Ino ostatnie słowo podkreśliła bardzo dobitnie. Jej udawana serdeczność wręcz ociekała jadem. Nienawidziła niewiernych mężczyzn.
- Jestem tego pewny - jego głos nie zmienił się mimo wrogości ze strony ekspedientki. Dalej był szarmancki i uprzejmy. Z cierpiętniczym jękiem podniósł bukiet. Musiał być ogromny. Gdy miał już mnie minąć się przez co prawie stykaliśmy się ciałami. Czułam jego ciepło. - Proszę doliczyć ten kwiat do mojego rachunku. Do widzenia!

Jak ostatnia idiotka przyciskam do piersi prezent od nieznajomego dla mnie mężczyzny. Dalej nie mogę w to wszystko uwierzyć. Spotkałam wszystkich trzech członków zespołu Itsade. Ten świat oszalał.

- Dostałaś niebieską hortensję - Ino zbliżyła się żeby poprowadzić moją rękę na wielką kulę, która składała się z malutkich kwiatków. Nigdy nie "dotykałam" takiego gatunku.

Kiedy wróciłam już do domu w zielniku znalazłam znaczenie tego kwiatu.


     "Hortensja - to tzw. "złote serce". Uczynna, dobrotliwa, wyrozumiała i pogodna. Bardzo tolerancyjna dla ludzkich słabości i wad. Nie obarcza poczuciem winy a stara się zrozumieć motywy postępowania osoby, która ją skrzywdziła".



// NOO! Napisałam to chyba z 3 lata temu! W końcu opublikowałam! A to zajęło mi tez 2 dni. Dawno nic tak długiego nie napisałam, co za tym idzie nie przepisywałam. 
Mam nadzieje, że się podobało?

3 komentarze:

  1. Cześć! ^_^
    Twój blog został właśnie dodany do Lapidarium Narutowskiego. W imieniu załogi LN bardzo dziękuję za wybranie naszego spisu i zachęcam do zgłaszania nowych rozdziałów. (:
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jaki tu jest parring? Jeśli ItaHina to bym była bardzo szczęśliwa, ale cbyba to nie to :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie mogę właśnie zdradzić.. zepsułabym zabawę!
      przecież w razie czego, jakby to jednak był inny pairing to zostaje SasoHina i DeiHina - też mogą być ciekawe ( ͡° ͜ʖ ͡°)

      Usuń

Obserwatorzy