Przede mną piasek. Ze wszystkich stron otacza mnie pustynia. Ciepły wiatr chłosta mój policzek. Drobinki żwiru unoszą się w powietrzu z charakterystycznym dźwiękiem. Odbierają widoczność.
Nagle wszystko uspokaja się. Obraz przede mną
już nic nie zakłóca. Idealna cisza i spokój. Przenoszę wzrok na moją prawą dłoń
w której dumnie dzierżę miecz. Jego złota rękojeść wysadzana rubinami
zaplamiona jest równie szkarłatną jak kamienie szlachetne krwią mozolnie
spływającą z hartowanej stali.
W triumfalnym geście unoszę ostrze w górę.
Niesie to za sobą okrzyk tysięcy męskich głosów, które dopełnia głośne rżenie i
parskanie koni. Patrzę na moich żołnierzy. Na moich braci. Na moich wiernych
poddanych. Patrzę na nich z góry. Z góry stworzonej z jeszcze ciepłych ciał
ludzi sprzeciwiających się mnie. Z ludzi poległych w tej przesądzonej już na
starcie walce.
Wdycham zapach bitwy, potu, kurzu oraz krwi.
Zapach śmierci. Zamykam oczy.
Gdy je otwieram widzę płomień. Smród palonych
żywcem ludzi. Krzyk i lament. Słyszę płacz dziecka. Wycieram miecz o skrawek
ubrania któregoś z nieboszczyków. Powolnym krokiem zmierzam ku mężczyźnie z
wysokim kucykiem - głowie Rady Starszych oraz małżonkowi mej jedynej siostry, Shikamaru.
Zsiada z konia aby pocałować mnie w dłoń. Odczekuję moment smakując jego słowa
szacunku i uznania, po czym również zasiadam na grzbiecie mojego wierzchowca.
Przyglądam się płonącej wiosce. Odszukuję
wzrokiem moich dwóch, najlepszych generałów. Kiwnąłem porozumiewawczo w stronę
Naruto oraz Sasuke. Odpowiedzieli tym samym. Pognali w dwie różne strony
istnego piekła przedzierając się przez zgliszcze drewnianych chałup.
Iwa, Oto a teraz Konoha. Należą już do mnie.
Jestem jedynym władcą tego świata.
Pierwszy powrócił Naruto. Jego kasztanowy rumak
zarżał wesoło jakby odzwierciedlał duszę swojego jeźdźca. Na Sasuke musieliśmy
oczekiwać nieco dłużej. Hebanowy wierzchowiec stanął na dwóch nogach wymachując
w powietrzu kopytami. Wzbudzał strach. Tak jak jego pan.
Nie patrząc na mnie kiwnął głową na znak
potwierdzenia wykonanego polecenia.
Wydał mi się inny. Zamyślony, ze wzrokiem wbitym
w swoje własne dłonie. Coś się wydarzyło w wiosce. W swoim czasie dowiem się co
takiego. Jestem absolutny. Muszę wiedzieć wszystko.
Na mój znak w akompaniamencie męskich, donośnych
okrzyków zwycięstwa ruszyliśmy do Mojego kraju. Do Mojego pałacu.
Nikt nie śmiał stanąć nam na drodze. Nikt nie
odważyłby się mi przeciwstawić.
Służba już na mnie czekała. Pomogli mi zejść i zabrali
mojego konia. Dostojnego, złotego umaszczenia, okiełznanego mustanga. Wszyscy z
szacunkiem kłaniali mi się. Swojemu Władcy. Swojemu Panu.
Mijając mój harem czułem na sobie wzrok pełen
fascynacji oraz pożądania. Uśmiechnąłem się z wyższością.
- Kazakage-sama - zatrzymałem się i powoli
odwróciłem za siebie aby móc spojrzeć na dobrze mi znaną właścicielkę damskiego
głosu - Witaj w domu - ukłoniła się i ucałowała moją dłoń w miejscu, gdzie
znajduję się rubinowy sygnet.
- Jestem Panem całego świata. Mój dom jest
wszędzie, Matsuri - zmroziłem ją surowym spojrzeniem. Cofnęła się o krok. Z za
jej pleców wyłoniła się mała dziewczynka o kasztanowych, z szkarłatnymi
refleksami włosach i jasnych oczach.
- Twoja córka tęskniła, Kazakage-sama - nie
odważyła się podnieść na mnie swojego wzroku kolejny raz.
Przyjrzałem się tej drobnej istocie.
Zmarszczyłem brwi i bez niepotrzebnych już słów odwróciłem się od nich i
ponownie ruszyłem przed siebie.
Nie mogę pozwolić sobie na pozytywne emocje.
Miłość - przez to człowiek staje się słaby. Nie mogę pozwolić sobie na bycie
słabym. Nie mógłbym wtedy nazwać się Panem tego świata.
A jestem nim. Jestem Panem tego świata. Jestem
Kazakage. Jestem najmłodszym, a zarazem najsilniejszym Władcą. Mam pod sobą
setki tysięcy zaufanych ludzi.
Jestem Sabaku no Gaara.
Podoba mi się ten prolog, chociaż nie mówi dużo, to na pewno zaciekawia.
OdpowiedzUsuńdziękuję bardzo!
UsuńO tak, Gaara jest Panem i Władcą! Podoba mi się ten motyw. I to bardzo. Lecę czytać dalej c:
OdpowiedzUsuń