Dawno, dawno
temu pewien potężny władca spacerując ścieżkami swego ogromnego ogrodu usłyszał
przepiękną melodię. Nie zdołał zidentyfikować jej źródła. Rozkazał służbie,
strażom a nawet swoim najbliższym wasylom aby odnaleźli sprawcę tej cudownej
pieśni.
Dni mijały a
potężny władca był coraz bardziej rozgoryczony faktem, że jego podwładni
zawiedli go. A on wciąż słyszał tą samą melodię.
Rankiem, w dniu
festiwalu w pałacu pojawił się młody pasterz z rozwiązaniem problemu potężnego
władcy. Wraz z nim wyszedł na wielki balkon z widokiem na ocean. Wschodzące
Słońce delikatnie zabarwiało taflę wody. Ziemie potężnego władcy ponownie
ozdabiała piękna pieśń. Potężny władca ze zniecierpliwieniem czekał na to, co
do powiedzenia ma młody pasterz.
Ten bez słowa
zamknął powieki. Powoli zadarł głowę na czyste niebo. Potężny władca poszedł w
ślady chłopaka. Jego oczy szeroko otworzyły się z doświadczonego szoku. Nad
nimi latał malutki ptaszek co chwila zataczając kręgi jakby cudowną melodię
chciał jeszcze udoskonalić tańcem.
Potężny władca
nie czekał ani chwili. Wezwał do siebie najlepszych sokolników i rozkazał im
złapać ptaka. Nie minęło wiele czasu a jeden z nich podarował potężnemu władcy
wystraszonego, delikatnie zranionego słowika.
Zachwycony potężny
władca zamknął go w złotej klatce i postawił tuż przy swym łożu oczekując
każdego ranka na ulubioną melodię.
Jednak słowik
więcej nie zaśpiewał.
Potężny władca
był rozczarowany ale i na swój własny sposób smutny. Nie potrafił zrozumieć
czemu ptak nie chciał obdarzyć go swoim darem. Nie chciał jeść ani pić, a rana
na jego podbrzuszu zadana szponem sokoła goiła się bardzo powoli.
Tak bardzo
tęsknił za tą piękną pieśnią.
Pewnego wieczora
zasiadł na ogromnym balkonie ze złota klatką na kolanach. Wpatrywał się w
zwierzę jednak te zdawało się go nawet nie zauważać.
Jego małe,
czarne oczka skierowane były na linie horyzontu za którym zachodziło
ciemno-pomarańczowe Słońce. Serce potężnego władcy roztopiło się. Gruby mur
został zburzony. Lekko drżącą ręką sięgnął do złotej kłódki.
Gdy otworzył
klatkę słowik zawahał się. Odczekał chwile oceniając sytuację w jakiej się
znalazł. Rozłożył skrzydła kilka razy trzepocząc nimi, jakby chcąc je
rozruszać. Po krótkim czasie wzbił się w powietrze. W akompaniamencie pięknej
melodii wzniósł się do samych chmur.
Wyobraź sobie
zdziwienie potężnego władcy, gdy następnego ranka dobrze znany mu ptak zagrał
mu jeszcze cudowniejszą pieśń niż do tej pory tuż za jego oknem.
Widzisz Hanabi?
Jedynie dzięki wolności czujemy, myślimy, istniejemy.
Nikt nie chce
żyć w niewoli. Nawet taki mały ptaszek. Walczył do samego końca aby
odzyskać siebie. Nie pozwolił zniewolić swej duszy i serca.*
...
- Panienko! - siwa kobieta o licznych zmarszczkach zdobiących jej delikatnie
opaloną twarz kręcąc głową złapała się z policzki - Nie dźwigaj tego proszę!
Hyuga-san! Twój szanowny ojciec nie będzie zadowolony, jeśli poranisz swe
dłonie!
W odpowiedzi
usłyszała śmiech przypominający melodie rozwianych wiatrem dzwoneczków. Spojrzała
na uśmiechnięte lico młodej dziewczyny. Jej cera była biała i wydawała się
bardzo przyjemna w dotyku. Bez żadnej skazy. Gdy uchyliła powieki błysnęły jej
perłowe tęczówki, którymi mógł szczycić się wyłącznie jakże stary i szanowany
klan Hyuga. Założyła dłuższy kosmyk prostej grzywki za ucho i schyliła się, aby
podnieść wiklinowy koszyk wypełniony po brzegi dojrzałymi malinami
- Chcę poznać
wioskę, w której kiedyś obejmę władzę - ukłoniła się nisko i pewniej chwyciła
przedmiot sprawiający jej ogromny ciężar. Była drobną, młodą kobietą o
filigranowej budowie. Nigdy nie musiała pracować, lecz zawsze chętnie niosła
pomoc mieszkańcom.
- Będziesz cudownym
władcą naszego małego świata - staruszka złożyła ręce przy sercu i
odpowiedziała ciepłym uśmiechem. Nagle jej oczy szeroko otworzyły się a szczęka
zaczęła drżeć - Wielki Buddo!
Hinata odwróciła
się w stronę, którą wskazywała szczupłym palcem chłopka. Nad jej ukochaną
wioską unosił się wielki kłęb dymu.
Bez chwili
zastanowienia zaczęła się przedzierać przez gęste krzewy. Gałęzie smagały jej
policzki i dłonie tworząc delikatne rysy na porcelanowej skórze. Potknęła się o
wystający korzeń przez co upadła na wilgotny mech. Gdy chciała się podnieść
poczuła, że ziemia drży. Zastygła.
Tuż obok niej
galopem pobiegły trzy ciemne konie. Na swoich wierzchach wiozły uzbrojonych
mężczyzn. Uwagę Hyugi przykuł blondwłosy, młody mężczyzna o oczach błękitnych
niczym niezmącone żadnym obłokiem niebo. Jego uśmiech zdawał się móc roztopić
najbardziej zamarznięte tafle wody. Postać nieznajomego zmieniła się
diametralnie, gdy zbliżając się do stojącej przy malinowym krzewie staruszki
wyciągnął ze skórzanej pochwy miecz. Nie mogła odwrócić wzroku od ostrza
błyskawicznie odcinającego głowę kobiecie.
Poderwała się z
ziemi i znowu zaczęła biec. Tym razem uciekała. W głowie miała tylko ciepły
uśmiech mężczyzny i krew na jego dłoniach. Wbiegła w bardziej zalesioną część.
Znała każdy centymetr kwadratowy swojej wioski jednak teraz nie potrafiła się
tu odnaleźć. Obraz rozmazywał się. Nawet nie zwróciła uwagi kiedy zaczęła
płakać. Na plecach czuła ciężki oddech wierzchowców, zaś na gardle miecz
blondyna.
Gdy stanęła przed
pozostałościami bramy wioski nie mogła uwierzyć własnym oczom. Wszystko
kompletnie zniszczone. Płonące domy. Walące się ściany.
Umierający na ulicy
bliscy jej sercu ludzie. Zarzynani jak zwierzyna. Bez skrupułów.
Usłyszała kobiecy
krzyk. Dwóch mężczyzn rozdzierało na niej ubranie, zaś trzeci z lubieżnym
uśmiechem powoli zdejmował dolną część garderoby. Przerażona odwróciła wzrok.
Wbiegła w wąską uliczkę. Modliła się aby pozostać niezauważoną. Co chwila
oglądała się za siebie.
Ledwo słyszalny,
dobiegający z oddali lament małej dziewczynki.
- Hanabi - szepnęła
przez ściśnięte wielką gulą gardło. Nie zważając na nic wyszła z ukrycia. Nie
zwracając uwagi na to, że co chwila wpada na nieznajomych grabieżców biegła ile
miała sił w słabym ciele wprost do swej posiadłości - Hanabi!
- Mam Cię! -
poczuła mocny uścisk wokół ramion oraz intensywny męski zapach. Spojrzała kątem
oka na wysokiego szatyna z lekko wystającymi kłami. Zacisnęła powieki
przerażona nadchodzącą możliwą przyszłością.
- Pomocy! - cały
strach wyparował z jej drobnego ciała, gdy ponownie usłyszała krzyk swojej
młodszej siostry. Adrenalina krążyła w jej ciele. Bez dłuższego namysłu wzięła
głęboki oddech i ze wszystkich sił wgryzła się w przedramię oprawcy. Ten syknął
z bólu i odepchnął ją od siebie wprost w zwęglony stragan z ceramiką. Odłamek
porcelany wbił się dość głęboko w udo dziewczyny. Zacisnęła usta w wąską
linijkę. Gdy próbowała się podnieść jej wzrok napotkał scenę, którą nigdy nie
powinna była zobaczyć.
Przed posiadłością
rodu Hyuga klęczeli rodzice ciemnowłosej. Matka spojrzała głęboko w jej oczy.
Zobaczyła w nich bezgraniczną miłość i strach. Łzy stanęły w perłowych oczach
Hinaty.
Chciała krzyknąć do
nich. Chciała powiedzieć cokolwiek skierowanego wyłącznie do ukochanych ludzi,
jednak dyskretny, uciszający gest jej rodzicielki nie pozwolił na to młodej
kobiecie.
Pojedyncza, słona
kropla spłynęła po mlecznobiałym policzku w momencie spotkania ostrzy z ich
napiętnowaną czasem skórą.
- Ty mała szmato -
syknął przez zaciśnięte zęby szatyn, mierząc ją morderczym spojrzeniem.
Usłyszała dźwięk ocierania się stali o skórzaną pochwę. Jej źrenice delikatnie
drżały. Wpatrywała się w kałużę krwi. Wszędzie ją widziała. Czuła ja na swoim
ciele. Ciepłą. Mozolnie spływająca.
Gdy miecz był tuż
nad jej szyją uniosła delikatnie głowę. Patrzyła pewnie w jego dzikie, brązowe
tęczówki. Nic nie miała do stracenia.
Zatrzymał się.
Rozszerzył powieki. Broń stała się ciężka. Jej pełen nienawiści i żalu wzrok
przeszywał jego duszę. Kilka razy mrugnął i energicznie pokręcił głową. Przeciwstawiła
się najemnikowi władcy. Musiała ponieść tego karę.
Jego sylwetka
spowita była cieniem przez padające tuż zza jego pleców promienie słoneczne.
Wysoki. Szerokie ramiona. Bardzo ciemne włosy. Po chwili udało jej się dostrzec
kruczoczarne tęczówki wpatrzone wprost w nią.
- Od teraz jest
własnością Wielkiego Kazakage.
Świat stanął w
miejscu. Czas zwolnił. Nie mogła poruszyć się, gdy pozorny wybawiciel
przerzucił jej teraz bezwładne ciało przez bark.
Z drżącymi wargami
wsłuchiwała się w słowa carskiego szambelana, przeplatane przepełnioną dziwną
mocą i siłą modlitwą.
Uczcijmy Buddę i podążajmy za nim.
Budda urodził się i my zrodzeni jesteśmy.
Co Budda przezwyciężył i my
zwyciężyć możemy.
Co Budda osiągnął i my osiągnąć możemy.
Z wielkiego dekretu mocarstwa Suny, zarządzenia potężnego
władcy Kazakage-sama oraz za pozwoleniem Rady Starszych oficjalnie
ogłaszam, że wioska ta, zwana niegdyś Konohą dołączona
zostaje
do ziem, nad którymi panowanie sprawuje nasz wielki Pan.
Składajmy dziękczynne kwiaty dla Buddy.
Kwiaty dziś żywe, pachnące i strojne,
jutro - uschnięte, zmarniałe, niczyje.
Tak i ciała nasze przeminą jak te kwiaty.
Wszyscy mieszkańcy wraz z ich dobrami należą teraz do
jedynego Kazakage-sama. Każdy przejaw buntu zostanie
stłamszony w zarodku. Buntownicy podlegają najsurowszej
karze - śmierci w ogromnym cierpieniu.
Składajmy dziękczynne świece dla Buddy,
temu, który jest światłem ofiarujemy
światło.
Jesteśmy jasnym promieniem jego
światłości,
i ten blask oświecenia rozświetla nam
serca.
Wszystkie kobiety wybrane przez dowódców bądź
selekcjonerów bezsprzecznie oddadzą swe życie i ciało
wspaniałemu władcy. Mężczyźni zaś zasilą siłę zbrojną Suny i
ślubować będą oddanie swego życia za życie swego Pana.
Młode dziewczęta oddane zostaną do domów Gejsz na naukę
oraz wychowanie pod patronatem tradycji i kultury Japonii.
Składajmy teraz wonne kadzidła dla Buddy.
Woń tych kadzideł napełnia przestrzenie.
Tak i dobre życie, powabu pełne,
rozwiewa przed siebie i w świat swą
powinność.
Słowa dekretu Suny
dotyczącego przejęcia władzy nad kolejną odrębną wioską zakończyły się. Wraz z
nimi modlitwa, za którą również duchowny musiał zapłacić życiem.
Wraz z poderwanym
do lotu małym słowikiem odeszły spokojne dni.
Nadeszły czasy zniewolenia.
________________________________________________________________
Cześć!
Jeśli wydaje się
Wam, że gdzieś kiedyś widzieliście takie opowiadanie - tak, w 2015/2016 można
była je przeczytać na nieistniejącym już MOIM blogu.
Mam dziwny
sentyment do tej historii. Pewnie przez moją ulubioną parkę (Gaara x Hinata =
miłość mojego życia).
JA SIĘ PYTAM GDZIE JEST KOLEJNA CZĘŚĆ TY LENIU JEDEN!
OdpowiedzUsuńMUSISZ POCZEKAC!
UsuńPiękna opowieść o słowiku. Pięknie piszesz. Trochę brutalnie, ale niestety w twoim świecie kobiety przestały mieć jakiekolwiek prawa.
OdpowiedzUsuńtaki był zamysł - kobieta rzecz, mężczyźni - władza (za każdą cenę)
Usuńdziękuję bardzo za komplement!
Bardzo mi się podobała opowiastki o Słowiku. Jedyne co mogę robić w tej chwili to czuć złość na Kazekage, wrr. Ale podoba mi się takie opowiadanie. Te klimaty. Fajnie, że chcesz pokazać tę różnicę kobiet i mężczyzn. Podoba mi się. I szkoda, że to nie jest Naruhina! ;-;
OdpowiedzUsuń